Zrób sobie przerwę…


Czasami dobrze zrobić sobie przerwę. Czasami człowiek jest czymś tak zmęczony, że dosłownie musi to na chwilę zostawić. Niestety, w przypadku żywych zwierząt jest to trudne, szczególnie gdy wydało się na nie mnóstwo kasy. Ale czasem czuje się po prostu wewnętrzny przymus odpoczęcia od tego wszystkiego. To właśnie dlatego zniknąłem z mediów społecznościowych na kilka ostatnich miesięcy.

11 listopada to dla mnie wyjątkowa data nie tylko ze względu na Święto Niepodległości, ale również dlatego, że to właśnie 11 listopada 2016 roku zaczęła się moja przygoda z akwarystyką morską. Tym sposobem nieco ponad tydzień temu świętowałem swoją czwartą rocznicę w tym hobby i prawie 15 lat w akwarystyce ogólnie (nie licząc krótkiego czasu, kiedy miałem akwarium słodkowodne jako dziecko, bo zajmował się nim głównie mój tata). Cóż, to całkiem spory kawałek czasu, więc to normalne, że zdarza się poczuć wypalenie i konieczność zrewidowania swoich hobbystycznych i życiowych celów, bo odseparowanie tak absorbującego i czasochłonnego hobby od innych sfer życia jest praktycznie niemożliwe.

Zakładanie mojego pierwszego akwarium morskiego. Tego dnia rozpoczęła się przygoda

Na początku pandemii Covid-19, kiedy zaczął się lockdown, byłem nastawiony dość optymistycznie, bo wreszcie miałem zdecydowanie więcej czasu wolnego, co pozwoliło mi  końcu zająć się moim akwarium tak, jak bym tego oczekiwał. Nadrobiłem wiele zaległości w porządkowaniu i czyszczeniu sprzętu, wliczając w to czyszczenie sumpa, zmianę odpieniacza na większy i przesiadkę z ponad 5 litrów medium biologicznego Aquaforest Life Bio Fil na Maxspect Nano-Tech Bio-Sphere, które tak na marginesie są niesamowite. Po tym wszystkim chciałem się skupić na rozwoju mojej minidziałalności komercyjnej, dodając do oferty kilka nowych produktów, kiedy problemy zaczęły się pojawiać jeden po drugim. Jak część z Was zapewne wie, do września byłem na ostatnim roku studiów doktoranckich i w jednej z rozmów w czerwcu mój promotor powiedział mi, że jeśli chcę się starać o zatrudnienie na uczelni, muszę w 100% skupić się na doktoracie, pracy, pisaniu i publikowaniu artykułów oraz innych aktywnościach zawodowych. Niestety z powodu pandemii nie byłem w stanie zrealizować najważniejszej części moich badań. Dodatkowo po rozmowie z władzami wydziału okazało się, że nie ma praktycznie żadnych perspektyw na zatrudnienie oraz na przedłużenie studiów o dodatkowy rok, chyba, że zrezygnuję ze stypendium, które było do tej pory moim głównym źródłem dochodu. Tak zaczęły się drobne problemy finansowe, które w połączeniu z pandemią prawie utopiły komercyjną działalność The Coral Cafe. Byłem tak przytłoczony moją sytuacją zawodową, że straciłem chęci i serce do niemal wszystkiego, co robiłem, wliczając w to moje akwarium. Opiekę nad nim ograniczyłem jedynie do niezbędnych czynności. W międzyczasie kupiłem też nową rybkę – Anthiasa Tuka, który okazał się być wyjątkowo problematycznym osobnikiem, ponieważ nie chciał przyjmować żadnego pokarmu, w  tym mrożonek. Dlatego wystartowałem z własną hodowlą żywego solowca Artemia salina, bo był to jedyny pokarm, który rybka z ochotą wcinała. Niestety, po pewnym czasie odeszła na wieczną rafę, a poziom fosforanów w moim akwarium podskoczył do prawie 1 ppm, z powodu masy pokarmów, którymi próbowałem karmić mojego Anthiasa, w konsekwencji powodując śmierć wielu moich koralowców, w szczególności Caulastrei, Lobophyllii i Euphyllii, części SPS-ów oraz Acanthastrei. Kiedy widziałem stopniowo umierające koralowce byłem bliski rzucenia tego hobby. Był to główny powód, dla którego przestałem publikować na Instagramie, wrzucać filmy na YouTube, itd. Przez pewien czas zaniedbywałem nawet opiekę nad akwarium, pozwalając mu żyć własnym życiem. Zacząłem też szukać możliwości sprzedaży zbiornika z całym życiem i sprzętem i znalezienia sobie innego, mniej stresującego hobby. Wróciłem do sklejania modeli, grania w gry komputerowe (WarThunder i Kerbal Space Program), zainteresowałem się nawet modelarstwem rakietowym, wskrzeszając kilka starych projektów z programowania i elektroniki.

Okazało się, że ta przerwa była absolutną koniecznością, bo pozwoliła mi odkryć bardzo ważną rzecz – nie ważne, co robiłem, cały czas myślałem o akwarium, nowych koralowcach, rybkach i o tym, jak ulepszyć cały system. Zdałem sobie sprawę, że bez tego hobby czegoś jednak w moim życiu brakuje. Czegoś ważnego. I tak, na całe szczęście, pewnego dni nadeszła zmiana… Zdecydowałem się zostać przy akwarystyce morskiej, ale najpierw trzeba było wszystko maksymalnie uprościć i przypomnieć sobie podstawy. Swoje akwarium prowadzę głównie na produktach Aquaforest, więc znalazłem przewodnik, jeszcze raz dokładnie go przeczytałem i zdecydowałem się na test ICP-OES, po czym przestałem dozować cokolwiek poza roztworami Ballinga (AF Component 1+, 2+ i 3+). Niestety koralowce nadal obumierały, więc wróciłem do dozowania strontu, żelaza i jodu, ale jak się później okazało, wciąż był to efekt podwyższonych fosforanów. Dlatego od razu przestałem dozować te mikroelementy i skupiłem się na regularnych podmianach wody, robiąc je dwa razy w tygodniu i podmieniając tygodniowo 15% wody w systemie. Starałem się też trzymać ściśle metody Aquaforest.

Przede wszystkim regularne podmiany wody pomogły mi ustabilizować parametry, a Maxspect Nano-Tech Bio-Sphere, które zastąpiły większość Aquaforest Life Bio Fil, zdecydowanie przyczyniły się do stabilizacji procesów biologicznych i pomogły zaoszczędzić trochę miejsca w sumpie (jedna z komór była wcześniej w całości wyładowana Life Bio Fil, a teraz zostało tylko 300 ml tego medium – pozostałą część zastąpiłem 1,5 kg magicznych kulek Maxspect). Teraz, gdy jestem już bardzo blisko ustabilizowania zbiornika, koralowce znów zaczęły rosnąć (włącznie z ogromną Seriatoporą hystrix, którą przypadkowo złamałem w czasie jednej z podmianek, co zmusiło mnie do przycięcia jej do zaledwie kilku gałązek – masakra!), a ja na nowo zacząłem się zakochiwać w moim małym kawałku oceanu. Teraz jedynym problemem, z którym ciąż walczę, są za niskie azotany, które próbuję podbić, testując jeden z moich najnowszych produktów.

W międzyczasie przeczytałem kilka świetnych książek o start-up’ach i ludziach, którzy odnieśli sukces. Nauczyły mnie, że w życiu najważniejsze jest to, aby podążać za swoimi marzeniami – on wskażą właściwą drogę. I wtedy przypomniałem sobie całą radość, którą dawało mi wrzucanie postów na Instagrama, bloga, opracowywanie nowych produktów i dzielenie się nimi z innymi hobbystami, tworzenie filmów na YouTube i po prostu obserwowanie mojej nanorafy. Może już to kiedyś mówiłem, ale po raz kolejny zdecydowałem się wrócić do tego wszystkiego, a może nawet uczynić z akwarystyki swój sposób na życie. Ale tym razem bez pośpiechu, żeby po prostu dzielić się swoją pasją z innymi.

Także… Wróciłem!

Pozdrawiam,
Adam

Co właściwie stało się ze mną i moim akwarium?

Cóż, życie morszczaka to sinusoida… Raz zbiornik rozkwita i wręcz eksploduje kolorami, napawając właściciela dumą, a za chwilę coś idzie nie tak i nie wiadomo dlaczego zaczyna przypominać górę rozkładającej się materii. Ten post będzie o ostatnich dwóch miesiącach mojej rafowej przygody i o tym, dlaczego obiecałem wypuścić nowe filmiki i podcast, a nadal się one nie ukazały.

Moje akwarium po serii niepowodzeń i utracie niektórych koralowców

Pod koniec maja moje akwarium wyglądało niesamowicie i byłem dumny z tego, że po kilku miesiącach stagnacji koralowce znowu zaczęły się wybarwiać i rosnąć jak szalone. Niestety, kilka tygodni później coś poszło nie tak i naprawdę nie wiem, co. Niektóre z moich koralowców zwyczajnie zaczęły obumierać. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem był zakup testu ICP, żeby sprawdzić, czy z parametrami wody wszystko jest ok. Kiedy tylko dostałem wyniki, dokładnie je przeanalizowałem, ale praktycznie wszystko było w normie. No, może nie licząc delikatnego niedoboru pierwiastków śladowych (kobaltu, molibdenu, itp.), niskiego poziomu jodu i stosunkowo wysokich fosforanów (0,616 ppm). Stopniowo skorygowałem parametry, ale bez żadnego skutku dla moich koralowców. W międzyczasie dodałem też nową rybkę – Anthiasa Tuka, która do tej pory nie ruszyła mrożonek. Dlatego musiałem zacząć hodować własny żywy plankton (larwy solowca Artemia salina), które są jedynym pokarmem, jaki ta rybka przyjmuje. Na początku dość mocno karmiłem ją różnymi rodzajami mrożonek, co prawdopodobnie spowodowało gwałtowny wzrost fosforanów. Mój test cały czas pokazywał 0,03 ppm, więc w końcu zdecydowałem się na zakup miernika Hanna Instruments. I tutaj szok – pierwszy test pokazał 0,63 ppm, więc niesamowicie wysoko, co najprawdopodobniej było przyczyną śmierci moich koralowców.

Straciłem ponad 50 główek Caulastrei, część Acan i Lobophylii, a reszta moich koralowców jest w nienajlepszej kondycji. Wciąż walczę z parametrami i próbuję wyprowadzić je na prostą przez częstsze podmianki (20 l dwa razy tygodniowo, czyli nieco ponad 10% objętości całego systemu, zamiast standardowych 20 l na tydzień, które okazało się najprawdopodobniej ilością zbyt małą, żeby skutecznie usuwać z wody zanieczyszczenia). Wyregulowałem też i wyczyściłem odpieniacz, wrzuciłem około kilograma Maxspect Nano-Tech Bio-Spheres i poprawiłem spektrum światła, dodając dwie świetlówki T5 (ATI True Actinic i ATI Blue Plus). Teraz stopniowo aklimatyzuję system, wydłużając czas świecenia świetlówkami i obniżając moc białych LED-ów w lampie. Mam nadzieję, że te zmiany pomogą. Moje koralowce wyglądają obecnie nieco lepiej, ale wciąż jest wiele do zrobienia. I to właściwie jest główny powód, dla którego przestałem regularnie wrzucać posty na Instagrama, Facebooka, robić filmiki na YouTube, pisać posty i udzielać się w innych mediach społecznościowych. Kiedy coś jest nie tak ze zbiornikiem, człowiek spędza każdą wolną minutę, starając się wyprowadzić go na prostą – obejrzałem dziesiątki filmików na YouTube (filmy BRS TV okazały się szczególnie przydatne), spędziłem wiele godzin na czytaniu forów internetowych i artykułów w sieci. Teraz, kiedy sprawy mają się lepiej planuję wrócić, więc do zobaczenia wkrótce na moich kanałach społecznościowych!

Pozdrawiam,
Adam

Jak zrobić pokrywę do akwarium ze starej moskitiery?

Dzisiejszy post będzie dość krótki, ale za to z dużą ilością zdjęć. Jest to też właściwie pierwszy post z kategorii „Zrób to sam” w moim życiu. Mógłbym zrobić o tym filmik, ale szczerze – wydaje mi się, że 10-minutowy film z cięcia profili aluminiowych i łączenia ich za pomocą plastikowych łączników mógłby być nieco nudny i bezsensowny, więc ostatecznie zdecydowałem się zrobić w trakcie budowy zdjęcia i podzielić się pomysłem na blogu.

Niektórzy z Was pewnie wiedzą, że na początku tygodnia kupiłem nową babkę kopiącą i jeszcze jedną rybkę (niech gatunek będzie niespodzianką, którą niedługo podzielę się na moim kanale na YouTube). Niestety obie rybki są dość energiczne i lubią wyskakiwać z akwarium, a mój zbiornik jest zbiornikiem otwartym, czyli nie posiada pokrywy na górze. Swoje pierwsze akwarium morskie przykrywałem kawałkiem siatki, który kupiłem w Internecie. Siatka była na tyle gęsta, że skutecznie ograniczała dostęp światła, więc przykrywałem jednocześnie akwarium i lampę, żeby światło mogło bez przeszkód docierać do wnętrza mojej nanorafy. Kiedy wróciłem do domu z nowymi rybkami zdałem sobie sprawę, że muszę jakoś przykryć zbiornik i wtedy przypomniałem sobie o moskitierze, którą jakiś czas temu dostałem od moich teściów. Kupili ją, żeby zasłonić okno, ale okazała się zbyt mała, więc nie mieli pomysłu, co z nią zrobić, dlatego jako pasjonat majsterkowania stwierdziłem, że zrobię z niej jakiś użytek w akwarium.

Na rynku dostępnych jest wiele naprawdę porządnych pokryw i siatek do akwarium, włącznie z rewelacyjnymi pokrywami akrylowymi, wykonywanymi na zamówienie pod konkretne wymiary zbiornika (te dostępne są głównie w USA), ale dlaczego nie stworzyć własnej, skoro mogę ją mieć właściwie za darmo? Oto jak zmieniłem bezużyteczną moskitierę w całkiem porządną pokrywę do akwarium.

Do zrobienia pokrywy z bezużytecznej moskitiery potrzebowałem:

  • bezużytecznej moskitiery (która była zbyt mała, żeby zasłonić okno w mieszkaniu moich teściów);
  • profili aluminiowych i innych elementów do zrobienia ramy (dostępne w zestawie z moskitierą);
  • ołówka, miarki i linijki;
  • kilku różnej wielkości ścisków stolarskich;
  • ręcznej piłki do metalu, pilnika, multiszlifierki typu Dremel z tarczami do cięcia i wiertłem o średnicy 2 mm;
  • ostrego noża lub skalpela;
  • wiaderka kawy 😁

Pomysł był bardzo prosty – zrobić ramę z dostępnych w zestawie elementów i rozpiąć na niej moskitierę. Zestaw zawierał 4 profile aluminiowe (2 x 100 cm i 2 x 120 cm), 4 plastikowe łączniki narożne, kawałek filcowego paska, 4 plastikowe zaczepy do przymocowania siatki do ramy oraz zestaw elementów do zamontowania moskitiery w oknie, które w tym przypadku okazały się bezużyteczne (zdjęcia 1 i 2).

Moje akwarium ma 100 cm długości i 50 cm szerokości, więc pierwszym krokiem było przycięcie profili do odpowiedniej długości (zdjęcie 3). Tutaj trzeba pamiętać o uwzględnieniu długości plastikowych łączników, szczególnie kiedy pokrywę chcemy wpasować idealnie w koronę akwarium. Dlatego też wsunąłem jeden z łączników na miejsce, a drugi położyłem na profilu, żeby zaznaczyć odpowiednio linię cięcia (zdjęcia 4-6). Później przyciąłem profile, używając prostej ręcznej piłki do metalu, wygładziłem krawędzie pilnikiem, umieściłem drugi łącznik na miejscu i sprawdziłem, czy długość przyciętego profilu jest odpowiednia (zdjęcia 7 i 8). W ten sam sposób skróciłem pozostałe profile.

Po przycięciu wszystkich profili okazało się, że dłuższe części muszę rozmontować, żeby zmontować i dopasować krótsze boki ramy, bo zdałem sobie sprawę, że trzeba będzie wyciąć w ich środkach miejsce na podstawki lampy. Inaczej podniesienie pokrywy byłoby znacznie utrudnione i wymagałoby zdjęcia całej lampy (zdjęcia 9-11). Przed wycięciem tych fragmentów, wiertłem o średnicy 2 mm wywierciłem w zaznaczonych miejscach otwory, żeby zaokrąglić naroża, a następnie multiszlifierką z zamontowaną tarczą tnącą wykonałem potrzebne nacięcia (zdjęcia 12 i 13). Gdy wszystko idealnie pasowało złożyłem ramę w całość (zdjęcie 14).

Kiedy rama była w końcu gotowa przyszedł czas na rozpięcie siatki, ale najpierw wsunąłem w rowki na zewnętrznych krawędziach filcowy pasek (zdjęcie 15). Później rozpiąłem siatkę, chwytając ją na bokach ściskami stolarskimi i stopniowo przytwierdzałem ją do ramy plastikowymi uchwytami, usuwając jednocześnie ściski stolarskie. Przed wpięciem uchwytu siatkę napinałem jeszcze trochę mocniej (zdjęcie 16). Ostatnim krokiem było przycięcie nadmiaru siatki skalpelem lub ostrym nożem (zdjęcie 17). Efekt końcowy widoczny jest na ostatnim zdjęciu.

Ostatecznie pokrywa trafiła nad akwarium i muszę przyznać, że jestem zadowolony z efektu swojej pracy. Nie tłumi zbytnio światła i jednocześnie jest na tyle gęsta, że nawet najmniejsza rybka nie będzie w stanie wyskoczyć.

Mam nadzieję, że pierwszy post z cyklu „Zrób to sam” Wam się spodobał i oczywiście jeśli macie jakieś pytania lub pomysły na kolejne poradniki, dajcie znać w komentarzach.

Pozdrawiam,
Adam

O tym, jak zostałem akwarystą

Wydaje się, że największym problemem w posiadaniu hobby jest znalezienie na nie odpowiedniej ilości czasu. A szczerze powiedziawszy, na rzeczy, które lubi się robić czasu nigdy nie jest wystarczająco.

Na szczęście udało mi się w końcu znaleźć chwilę, żeby przestać być anonimowym i napisać tego posta. To, że akwarystyka jest największym hobby mojego życia mówiłem już niezliczoną ilość razy, ale właściwie nigdy nie opowiadałem o tym, jak to się wszystko zaczęło, dlatego dzisiaj postanowiłem podzielić się historią o tym, jak zostałem akwarystą! A wszystko zaczęło się, gdy miałem jakieś 5 albo 6 lat i dostałem od rodziców i chrzestnego moje pierwsze akwarium z rybkami, choć tak naprawdę ta historia ma swój początek o wiele, wiele wcześniej i zaczyna się od mojego pradziadka Józefa, który miał wręcz obsesję na punkcie zwierząt. Miał ich w swoim życiu całe mnóstwo, zaczynając od ptaków (tak, a w szczególności gołębi, bo hodowla gołębi była kiedyś na Śląsku bardzo popularnym hobby i nadal są ludzie, którzy podobnie jak mój pradziadek hodują je, biorą udział w zawodach i tak dalej), a na rybkach kończąc. Kiedy powiedziałem, że mój pradziadek miał obsesję na punkcie zwierząt miałem na myśli… prawdziwą obsesję – kiedy hodował ptaki, miał w swoim domu mnóstwo klatek, a pod domem gołębnik, gdy zajmował się akwarystyką, miał całą masę akwariów (podobno trzypoziomowy regał, pełen zbiorników). Największy z nich, jak mówiła moja babcia (jego córka), mógł pomieścić 25 wiader, zgaduję więc, że musiał mieć około 250 l. I oczywiście nie były to typowe akwaria, jakie można było w tamtych czasach spotkać. Dziadek hodował i rozmnażał neony, skalary, gupiki i molinezje, co wcale nie było wówczas łatwe i popularne. A interesowanie się czymś zawsze wiązało się u niego z ogromnym zaangażowaniem w tą pasję – tony książek, spotkań z innymi hobbystami, tysiące prób i błędów. Babcia mówiła mi, że zachowuję się czasem dokładnie tak, jak on – gdy się czymś zainteresuję, angażuję się w to z całą pasją i oddaniem, starając się trzymać wszystko na najwyższym możliwym poziomie i spędzając przy tym masę czasu i… oczywiście pieniędzy. A jak irytujące potrafi to być, powiedzieć może tylko moja żona, rodzice i brat.

Wracając do głównego wątku tej historii – w swoim pierwszym 12-litrowym akwarium hodowałem kilka prostych rybek, jak gupiki, molinezje i mieczyki. Niektóre z nich (głównie gupiki) udało mi się nawet z powodzeniem rozmnożyć, co było dla mnie niesamowitym osiągnięciem i przygodą. Niestety nie mam żadnych zdjęć akwarium z tego okresu, ale robienie zdjęć swoim rybkom i akwarium przez dzieci nie było zbyt popularne w latach 90-tych. Szczerze powiedziawszy akwarium opiekował się głównie mój tata. Byłem wtedy dzieckiem i wciąż się uczyłem, ale nudziłem się wszystkim równie szybko, jak zaczynałem się interesować czymś nowym. Po kilku latach zrezygnowałem z akwarium, bo chciałem mieć chomika, jak większość moich rówieśników. I tak na blisko 3 lata rybki zostały zastąpione przez chomika syryjskiego, po czym nastąpiła kilkuletnia przerwa w posiadaniu jakiegokolwiek zwierzątka.

Ale jeśli raz zamoczyłeś ręce w akwarium, to hobby będzie do Ciebie wracać ciągle. I tak było również w moim przypadku – w pierwszej klasie gimnazjum zdecydowałem się na powrót do akwarystyki, nie mając oczywiście pojęcia o tym, jak wiele zmieniło się w tym hobby, odkąd byłem małym dzieckiem. Wszystko zaczęło się na nowo w momencie, kiedy od moich kolegów dostałem na urodziny kolejne rybki. Wiedziałem, że je dostanę, więc miałem już przygotowane akwarium, ale nie spodziewałem się, jaki gatunek wybiorą. I tak stałem się posiadaczem prostego filtra, grzałki i 2 sumów rekinich. Przez kilka tygodni trzymałem je w moim starym 12-litrowym akwarium, dosłownie nie mając pojęcia, jak wielkie mogą urosnąć i jak wiele przestrzeni do pływania potrzebują…

Cóż, kolejny zły pomysł młodego, podekscytowanego, ale niedouczonego akwarysty. Prawdopodobnie przez stres moje rybki nie przeżyły, a ja popełniłem później wiele podobnych błędów, eksperymentując z hodowlą pielęgnic. Ostatecznie skończyłem sfrustrowany, z parką gupików i cieszyłem się jak dziecko, kiedy udało mi się je rozmnożyć. Przez blisko 2 lata miałem niedużą hodowlę tych prostych, ale kolorowych rybek, prowadząc dwa zbiorniki (12 l i 3 l) oraz kilka niewielkich, litrowych pojemników na najmniejszy narybek. Nawet udało mi się sprzedać kilka młodych do okolicznych sklepów zoologicznych i zarobić jakieś drobne pieniądze. W międzyczasie miałem też 3 bojowniki, ale w 3 klasie gimnazjum w końcu przyszedł czas na coś większego.

Moje pierwsze „większe” akwarium – 96 l, które dostałem na Święta Bożego Narodzenia

Na Święta Bożego Narodzenia dostałem 96-litrowe akwarium i tak rozpoczął się w moim życiu okres prawdziwej fascynacji podwodną fauną i florą. Wróciłem do hodowli pielęgnic, neonów, a nawet udało mi się rozmnożyć mieczyki. Zacząłem też robić testy wody i zdobywać informacje na temat różnych gatunków ryb i roślin, biotopów i sprzętu… Wziąłem nawet udział w Ogólnopolskim Konkursie Wiedzy Akwarystycznej i dostałem się do jego finału. Ale ciągle czegoś mi brakowało, ciągle było mało. Pewnego razu zacząłem szukać w Internecie, czy możliwa jest hodowla błazenków w domu. Byłem zdrowo zaskoczony, że są ludzie, którzy mają w swoich domach maluteńki kawałek rafy koralowej, z tymi wszystkimi kolorowymi rybami, niesamowitymi koralowcami, ślimakami, krewetkami i tak dalej. Niestety moje marzenia spłonęły po pierwszej wizycie w specjalistycznym sklepie z akwarystyką morską i oszacowaniu kosztów przekształcenia mojego 96-litrowego akwarium w kawałek rafy. Dlatego zdecydowałem się na pozostanie przy akwarystyce słodkowodnej i po śmierci moich pielęgnic kupiłem nową rybkę – suma rekiniego. Tym razem miał znacznie więcej miejsca, ale po ponad 5 latach nieźle mu się urosło – miał około 30 cm długości i znowu brakowało mu miejsca w akwarium. Podjąłem wtedy chyba pierwszą odpowiedzialną decyzję w swojej akwarystycznej karierze – zdecydowałem się oddać mojego suma rekiniego innemu akwaryście, który miał spore doświadczenie w hodowli tego gatunku i zbiornik o pojemności 1200 l, w którym nigdy nie zabrakło miejsca tej wyjątkowo ciekawej rybie.

I w tym momencie nastąpił przełom – po oddaniu mojego suma rekiniego w lepsze miejsce zdecydowałem się przekształcić moje akwarium w zbiornik roślinny z biotopem azjatyckiej rzeki – masa kamieni Dragon Stone i roślin. Znalazłem nawet świetny sklep akwarystyczny w Internecie – mieli niemal wszystko, czego potrzebowałem, więc z czystej ciekawości sprawdziłem, gdzie mają swoją siedzibę. I zgadnijcie! Okazało się, że sklep jest jakieś 500 m od mojego domu! Poszedłem na krótki spacer, żeby sprawdzić, czy faktycznie tam jest i kiedy pierwszy raz do niego wszedłem, po prostu oczom nie mogłem uwierzyć! To co zobaczyłem kompletnie mnie zatkało – 3000-litrowy zbiornik ekspozycyjny, pełny koralowców i morskich rybek. Byłem tak zaskoczony, że zacząłem rozmawiać z obsługą i tak zaczęła się moja znajomość z nimi. Ta wizyta zmieniła moje życie i plany na przyszłość – wszedłem do nich, mając wizję słodkowodnego zbiornika roślinnego, a wyszedłem z głową pełną planów i marzeń o mojej pierwszej nanorafie. Kilka miesięcy później zmieniłem swój stary zbiornik na nowy (162 l z panelem filtracyjnym), wydałem masę pieniędzy na sprzęt, żywą skałę, koralowce i rybki i tak zaczęła się moja przygoda z akwarystyką morską.

Moja pierwsza nanorafa – 162 l z panelem filtracyjnym zaraz po zalaniu solanką

Zacząłem pisać cotygodniowe relacje z życia nanorafy, robić zdjęcia akwarium i wrzucać je na jedno z największych polski forów poświęconych akwarystyce morskiej (link do mojego dzienniczka ze zdjęciami). Niedługo później kupiłem lustrzankę cyfrową, żeby robić lepsze zdjęcia, zacząłem tworzyć filmy na YouTube i wrzucać swoje zdjęcia na Instagrama. Po 1,5 roku zdobywania doświadczenia i uczenia się od bardziej zaawansowanych morszczaków ożeniłem się i przeprowadziłem do nowego mieszkania, co było świetnym pretekstem do przesiadki na większe akwarium (moje obecne 250 l ze 100 l sumpem). Ale dalej było mało. Czułem, że sporo się nauczyłem i fajnie by było podzielić się swoją wiedzą i pasją z innymi. Udało mi się też rozkręcić niewielki interes i zacząłem produkować swoje suplementy do akwarystyki morskiej i hodowli fitoplanktonu.
I oto cały ja – piszący pierwszego posta na mojego bloga, z głową pełną pomysłów i zbiornikiem, ciągle zapełniającym się koralowcami i innymi fascynującymi stworzeniami! Mam nadzieję, że zostaniecie tu na dłużej i będziecie dzielić ze mną to niezwykłe hobby. Będzie fajnie!

Pozdrawiam,
Adam